Wow... Kompletnie się nie spodziewałam, że ktoś to będzie czytał... Długo mnie tu nie było. Nie mam pojęcia co mnie wzięło na założenie tego bloga i opublikowanie prologu. To było raczej tak spontanicznie. W pisaniu jestem kompletną amatorką, więc tym bardziej to dziwne, że kogoś zaciekawił prolog.
Myślę, że niedługo coś się tu pojawi, no ale to jeszcze zobaczymy ;)
Szkoła się zaczęła, więc jeśli zdecyduję się tu coś pisać, będę mieć mniej czasu. Co prawda jestem w 6 klasie podstawówki (tak mam 12 lat. Czekam na hejty :D) i może niektórym się wydawać, że nie ma tak dużo nauki, ale w mojej szkole jest tego naprawdę dużo. Praktycznie codziennie mam od 8:00 do 15:00, więc wracam do domu, odrabiam lekcje i idę spać XD
Przepraszam za moją nieobecność, ale jakoś nie mogłam się zebrać, żeby napisać tego posta.
To chyba by było na tyle.
Dziękuje Wam no i paaa xx
sobota, 6 września 2014
niedziela, 13 lipca 2014
Prolog
W Sydney zagościł piękny słoneczny dzień. Wszystkie dzieci wyszły na dwór pojeździć na rowerze, poskakać na skakance, pohuśtać się na huśtawce lub po prostu pobiegać z innymi dziećmi. Mimo tego pięknego dnia nie wszyscy byli szczęśliwi.
-Mamo mogę wyjść na dwór?- spytała swojej mamy, mała dziewczynka o burzy blond włosów do pasa. Mama spojrzała na nią niepewnie. Wiedziała do czego zmierza jej córka, ale postanowiła nie pokazywać tego po sobie.
-No dobrze mogłybyśmy się przejść...- Pani Watson nie dokończyła, ponieważ niespodziewanie przerwała jej niezadowolona dziewczynka.
-Ale ja chcę sama. Mam już osiem lat. Inne dzieci w moim wieku mogą wychodzić same na podwórko!- tupnęła obrażona nogą, co wyglądało bardzo uroczo w jej wykonaniu. Po chwili jednak, Sky wpatrywała się błagalnie w swoją matkę, niczym malutki szczeniaczek błagający o jedzenie. Pani Watson westchnęła. To był jej słaby punkt i nigdy nie mogła oprzeć się błękitnej parzę, dużych oczu.
-No dobrze, ale błagam cię bądź ostrożna. Wiesz, że nawet jak się przewrócisz może stać ci się coś poważnego.- Po tych słowach, uradowana dziewczynka mocno przytuliła matkę i zapewniła ją, że będzie na siebie uważać. Ale nie wzięła tych słów na poważnie. Swoją chorobę traktowała jak żart. Była tylko dzieckiem i nie potrafiła zrozumieć dlaczego nie może być jak inne dzieci.
Pośpiesznie wybiegła z domu mówiąc tylko szybko: ''kocham cię mamusiu''. Poczuła tą dziecięcą radość i beztroskość. Czuła się szczęśliwa.
Podeszła do swoich koleżanek, aby się przywitać. Świetnie się dogadywała z innymi dziećmi.
-Sky może chcesz się przejechać?- zapytała ją jedna z nich wskazując na rower. Dziewczynka wzruszyła ramionami i usiadła na siodełku. Nie miała pojęcia jak się jeździło, ale w tym momencie jakoś kompletnie o tym nie myślała. Jedną nogę umieściła na pedale a drugą się odepchnęła.
To stało się tak szybko. Nikt nie mógł nic zrobić, a w biedą Sky, która próbowała jeździć, wjechał dorosły rowerzysta.
*Cztery lata później*
Sky wyszła wreszcie po tak długim czasie ze szpitala. Po tamtym incydencie połamała pół ciała i zapadła w śpiączkę. Jej mama nie potrafiła sobie tego wybaczyć. Dwa lata po wypadku odebrała sobie życie, ponieważ straciła już nadzieję na wybudzenie jej córki. To był największy błąd w jej życiu. Bo nadziei nigdy nie wolno tracić.
Po obudzeniu dziewczyna nie wiedziała gdzie jest i co się z nią stało. Wszystko pamiętała bardzo dobrze, ale jej zdziwienie było nie do opisania, kiedy zobaczyła się w lustrze. Nie taką siebie zapamiętała. Nie taka była.
Musiała zacząć od nowa.
Uczyć się wszystkiego od nowa.
A mimo to i tak choroba nie ustępowała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)